X-Japan live in Berlin

Na szczęście przestało mi już huczeć w głowie i wątrobie. To był kawałek naprawdę ostrego, dobrego rockowego grania (pal sześć, ze niektózy twierdzili ze czasami leciał playback). Głośno było, ze hoho. Chłopcy naprawdę dali czadu ^^




<po rozwinięciu raport>

 Aczkolwiek z przykrością muszę stwierdzić, że nagłośnienie było nienajlepsze. Niedawało rady, a akustyk był chyba przygłuchy. Bo na początku instrumenty nieco zagłuszyły Toshiego. Co prawda nie bardzo mi przeszkadzało, bo uwielbiam perkusję Yoshikiego ( i o to głównie mi chodziło) czy Heatha na basie. ALe na poczatku słychać było tylko wysokie tony wokalisty. Potem się polepszyło albo ja się przyzwyczaiłam.
No ale od początku...
nie pomyślałam zupełnie i snułam się po mieście zamiast przyjść wcześniej pod halę by zająć dobre miejsce. Gdy dotarłam pół godziny przed wpuszczaniem (na godzinę przed koncertem) napotkałam długaśną kolejkę dziwnie ubranych ludzi (w większosci goci i gotopodobni). Oczywiście musiało padać xP Za mną w kolejce stało dwóch głośnych węgrów. Miałam ochotę ich w łep strzelić. Kolejka się powoli poruszała a bokiem przechodziły co lepsze idnywiduua. Nie wiem czy to kwestia niemców czy też fanów X-Japan - stawiam jednak na Niemców. Moje hity to: facet w leginsach w panterke i kozakach na szpilce, męska himegyaru oraz coś co miało być fioletową gotycką suknią balową ale efekt psuł wylewający się biust. A to dopiero poczatek. Mistrzów z GS było mnóstwo i na pęczki. Czułam sie taka zwyczajna xD i jeszcze nie chciało mi się makeupu robić.
Jak już weszłam i przeszłam kontrolę torebki, mogłam zająć jakąś miejscówkę. Co łatwe nie było, bo tłum był okropny. Niestety nie miałam szansy na dopchanie się pod scenę. Przyszłam za to za wcześnie by wejść na balkon i mieć genialny widok z góry. No ale nie mam na co narzekać, bo w sumie Yoshikiego widziałam a to dla niego przyjechałam. Resztę też udało mi się zobaczyć. Jestem troszkę na siebie zła, że przyszłam za późno. Bo gdybym stała bliżej miałabym szansę dotknąć Yoshika, bo zrobił klasyczny skok w publikę ^^
Tłum gęstniał a temperatura wzrastała do niemożliwych granic, a tlen zmierzał do całkowitego zniknięcia. Ale to nie było ważne, to się nie liczyło. Aż nagle 20:10 zgasły światła i tłum oszalał, ledwo było słychać zapowiedzi. "Introducing... X-Japan, Japan, Japan, Japan...", muzyka i nagle szał, na scene wszedł Yoshiki i stanął na swojej perkusji (stąd pochodzi fotka). I stał taki śliczny i uśmiechnięty. Mamusiu jaki on jest piękny i cudowny. I przestałam zupełnie czuć jak mnie bolą nogi po całym dniu. Potem pojawiła się reszta zespołu i się zaczęło. Perkusja Yoshikiego, wow, uwielbiam. Pierwsza piosenka to "Jade" najnowsza ich piosenka.
Nie będę opisywać każdej piosenki po kolei, bo ani nie pamiętam co się keidy działo i jaka piosenka była po jakiej. Nienajlepszy też ze mnie reporter.
Mimo całej mojej miłości do j-popu to kurcze rock to ma powera ^^ Wszystkie wnętrzności mi chodziły i owijały się wokół kręgosłupa. A w uszach to nadal mi jeszcze huczy. Ale było bosko. Chcę jeszcze raz! Yoshiki to wiadomo boski jak diabli. I jak szaleje za perkusją i jak gra na fortepianie, i w ogóle zawsze. I najpiękniejsze dla każdego fangirla było to, ze cały czas łaził bez koszuli <padam, padam>. Ja nie wiem jak Japończycy to robią, ale z wiekiem pięknieją i młodnieją. Na codzień spokojny niesmiały, na scenie wulkan energii. Jak się z niego śmiałam - Yoshiki człowiek o twarzy anioła (ciele młodego boga) słodkim głosem mówiący, ze kocha alkohol a curry wurst było fuckin good xD
Heath też nie jest gorszy. W sensie, ze też z niego niezłe ciacho. Takie mroczne. Śliczny basista, szkoda ze tak mało mu solówek dali.
Sugizo może już nie taki młody, ale nadal wzbudzający zachwyt. A do tego jego solówki na gitarze i skrzypcach, wow.
Pozostała dwójka to wyjątki potwierdzające regułę, ze Japończycy są boscy. Pata (drugi gitarzysta) zatrzymał się w kolorowych latach 80 xD
Wracając do koncertu to nie samowite było jak ten cały tłum (dziś przeczytałam, ze jakieś 4000) krzyczał razem z Yoshikim "We are... X" albo samo "X" jednocześnie krzyżując ręcę nad głową w kształt X. Albo jak śpiewał razem z wokalistą. Przedewszystkim stare piosenki. Autentycznie momentami chłopaki chyba sami byli zaskoczeni tym faktem. I padające co jakiś czas z tłumu imiona chłopaków, nawet hide. Wszak nadal jest członkiem zespołu.
W pewnym momencie Toshi zapytał "Do you want to hear Yoshiki's voice?". Odpowiedź mogła być tylko jedna. Yoshiki po niemiecku powiedział, ze wszystkich kocha. Potem jeszcze mówił, ze jesteśmy cudowni i wspaniali. A zespół ma takiego powera dziś, bo zjedli curry wurst, które było "fuckin good" ;) Wielokrotnie powtarzane też było "We are X". W pewnym momencie Yoshiki opowiadał o tym jak się rozpadli, o śmierci hide, o trzęsieniu ziemi a nad tłumem było widać jedną flagę. Polską ^^
Największym hitem było chlapanie i rzucanie w tłum butlkami z wodą. Na szczęście albo nieszczęście nie złapałam rzadnej ani też w łeb nie dostałam. Za to osobiście zostałam ochlapana dwa razy. Raz z butelki rzuconej przez Yoshikiego, drugi raz była to butelka Heatha. W tłum poszły przynajmniej ze dwie zgrzewiki pół litrowych wód mineralnych.
Po mniejwięcej półtorej godzinie Toshi zaanonsował "last song". Ej zaraz zaraz a gdzie moje "Endless Rain"? Po ostatniej piosence zespół zszedł ze sceny, ale nie zapalili swiatła w hali, więc "aha będzie dalej". CO prawda długo nie wracali na scene, a wśród tłumu co jakiś czas wzbudzały się okrzyki "X" albo "Encore". W końcu powrócili Yoshiki i Toshi. Yoshiki usiadł przy pianinie i zagrał kawałek starszego utworu a Toshi zaśpiewał. Wszyscy byli zaskoczeni, bo tego na wczesniejszych europejskich koncertach nie było. A potem Yoshiki zaczął intro do mojego ukochanego "Endless Rain" i odpłynęłam. Reszta zespołu usiadła na schodkach. Tłum zaczął śpiewać i właściwie niemal całą zaśpiewał zamiast wokalisty. I to było najbardziej magiczne z całego koncertu. Kilka tysięcy gardeł śpiewających "Endless Rain, follow my heart follow my soul...". Wow!!!!! A potem kolejna ich znana piosenka, naprawdę już ostatnia. W tłum poszły kolejne wody mineralne. Yoshiki rzucił pałeczki (Aaaa stałam z półtora metra za daleko :/). Piosenka przeszła na playback a Yoshiki i Toshi dziękowali i krzyczeli "We are X". Yoshiki rzucił się w oszalały ze szczęścia tłum. A Sugizo wyciągnął komórkę i zaczął robić zdjęcia tłumowi i chłopakom. I to było słodkie. Aż dziwne, ze od tych krzyków Yoshiki zupełnie nie stracił głosu xD A potem Yoshiki zrobił taki fanservice, ze hoho - położył się na scenie a Toshi polał go po gołej klacie wodą :-P~~~~
Na koniec pamiątkowa fotka z publicznością i po ponad dwóch i pół godzinie koncert doszedł do nieuchronnego końca. ostatnie machnięcia i chłopcy zniknęli i już nie dali wywołać się na scenę.
Nie miałam ochoty wracać...

Na koniec wepchałam się w tłum i nie mogłam odmówić sobie zakupu koszulki i torby ^^

"We are X!"

troszkę fotek oficjalnych: http://www.barks.jp/news/?id=1000071381
do poczytania: http://www.tokyohive.com/2011/07/x-japan-completes-their-first-european-tour-plans-for-japan-dome-tour/

1 komentarze:

Bela pisze...
19 lutego 2012 01:24

Witaj :) Udało mi się natrafić na tą recenzję przypadkowo - również byłam na tym koncercie i polską flagę, którą widziałaś, trzymałam właśnie ja ^^
Koncert był niesamowity i wiele bym dała, aby można było przeżyć ten dzień jeszcze raz. Staliśmy z grupą Polaków od mniej więcej południa pod halą, jednak było warto ze względu na stanie w 3-4 rzędzie i trzymanie Yoshikiego podczas jego skoku w publikę ^^
Oby przyjechali jak najszybciej do Europy ponownie!

Leave a Comment

Back to Home Back to Top Bo marzenia są najważniejsze. Theme ligneous by pure-essence.net. Bloggerized by Chica Blogger.