Być może jestem już tak potwornie zmęczona (kolejny dzień chodzenia spać koło 2 i wstawania koło 7) albo może nie jestem już taką fanatyczką, ale po za wczorajszym pierwszym uderzeniem to tak naprawdę jakoś nie przeżywam negatywnie i dramatycznie tego mojego biletu na koncert. Miejsce jest jakie jest. W sumie najważniejsze, że tam będę. Będę słyszeć. Zobaczę przez lornetkę i na telebimie. No i po za tym to może być ciekawe przeżycie zobaczyć koncert tak z góry, te wszystkie światła i penlighty.
I tego będę się trzymać - cieszyć się, że znowu uda mi się pójść na koncert Arashi, gdzie na 160 000 biletów jest pewnie z milion chętnych.
Dostałam też info od Amandy, że mój bilet już jest w drodze do mojego hotelu. Teraz tylko muszę spróbować się z nią umówić i znowu spędzić miły wieczór na wspólnym fankowaniu xD
jeszcze w sprawie bileciku
Posted in Arashi, koncertowo, kryptonim marzenia, Tokio, 日本 on 01:57 by A.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
No i takiego podejścia się trzymaj:).
Leave a Comment